Co kojarzy Wam się z Toruniem? Mnie zdecydowanie Kopernik i piernik 🙂 Jadąc nad morze mieliśmy krótki postój w Toruniu – tyle, by pozwolić sobie na odwiedzenie jednej wybranej atrakcji. Jako, że Bajtel to mały maszketnik, zdecydowaliśmy się na Żywe Muzeum Piernika.

Co to takiego?

Toruńskie Żywe Muzeum Piernika to interaktywna placówka, w której możemy poznać tradycję wypieku toruńskiego piernika, historię miasta, średniowieczną kulturę i język w niezwykłej atmosferze i z humorem! Dwukrotnie przeniesiemy się w czasie, odwiedzając najpierw średniowiecze, a następnie przełom XIX/XX wieku. Muzeum powstało w kwietniu 2006 roku, a w 2014 powiększone zostało o nowe piętro.

Nasze wrażenia

Choć ogólnie bardzo mi się podobało, to jednak mam mieszane uczucia. Spodziewałam się odrobinę więcej, a kilka drobnostek zaważyło na odbiorze całości.

Na początku był chaos 😉 60 osób z trudem mieściło się na parterze, gdzie oczekiwaliśmy na wejście na warsztaty. Część była zmuszona czekać na zewnątrz. Nie było jednak tragedii, a na pierwszym piętrze, gdzie zaczynały się warsztaty było już miejsce dla wszystkich.

Zebraliśmy się wokół korzennej wiedźmy, która zaczęła opowiadać o przyprawach, potrzebnych przy wypieku pierników. Okazało się, że w naszej turze w warsztatach uczestniczy też spora niemieckojęzyczna grupa. Ich tłumaczka co kilka zdań tłumaczyła to co mówiła korzenna wiedźma, a potem średniowieczny mistrz cechu. Bardzo przeszkadzało to w odbiorze. Teksty były ciekawe i okraszone dużą dawką humoru, naprawdę miło by się słuchało. Przerywane co chwilę traciły spójność, wątpię, że dzieci były w stanie złożyć to sobie w całość. Zwyczajnie nudziły się w czasie, gdy odbywało się tłumaczenie. Trwało to też dłużej, a jak wiadomo – dzieciaki skupiają się dosyć krótko 😉 Dla nas to był ogromny minus tej wycieczki. Uważam, że takie grupy powinny mieć dodatkowe godziny, wtedy wszyscy wyszliby na tym lepiej.

Podczas opowieści mistrz robił ciasto na pierniki. Do pomocy brał ochotników z widowni. Niestety nie wszystkie dzieci się załapały. Rozumiem, że małe dzieci, takie jak Bajtel, zazwyczaj nie są brane do pomocy, ale dla Bajtla był to duży zawód. Wyrywał się, zgłaszał, nie został jednak wzięty pod uwagę. Było mu bardzo przykro, trzymała go jednak myśl, że zaraz każdy wykona piernik – no i będzie mógł go zjeść… Oj, jednak nie…

Gdy rozdzielono nas do stołów od razu podpadło mi, że nie myjemy rąk. Jak to? Przyszliśmy z zewnątrz, łapy brudne i tak do pieczenia? Zaraz okazało się, że nie ma potrzeby myć rąk – pierniki, które wypieczemy nie nadają się do jedzenia. Po pierwsze – brudne ręce, po drugie – ciasto, które zostaje trafia do wspólnej puli i jest ponownie wykorzystywane, nie wiadomo ile osób miało to samo ciasto w rękach przed nami ;), po trzecie – ponoć pierniki po pieczeniu błyskawicznie robią się twarde. No dobrze, pomyśleliśmy, trzeba będzie kupić pierniki. Zresztą cóż innego można robić w czasie, gdy te nasze będą w piecu, a potem będą stygnąć 😉 Ogólnie jednak – warsztaty na pierwszym piętrze były całkiem przyjemne. Opowieść ciekawa, a robienie pierników zwyczajnie fajne. Nasze dzieła zachowaliśmy na pamiątkę.

W czasie oczekiwania na upieczenie był czas, aby w sklepiku kupić pierniki. Bajtel wybrał dla mnie piernik z misternym zdobieniem i dedykacją dla Mamy 🙂 Kupiliśmy też piernikowe ludki. Nie musicie jednak kupować tu pierników, aby ich skosztować. Piętro wyżej będziecie mieli ku temu szanse za mniejsze pieniądze 😉

Po upieczeniu pierników przechodzimy bowiem na wyższe piętro. Tam zobaczymy manufakturę z przełomu XIX/XX wieku, a w niej m.in. oryginalne niemieckie maszyny służące do wypieku piernika czy zabytkowy piec. Poznamy także artystkę malarkę, która w paryskiej Akademii Sztuk Pięknych uczyła się lukrować pierniki. Zna dziewczyna swą wartość i nie tylko pięknie lukruje, ale i pięknie o lukrowaniu opowiada. Na drugie piętro grupa niemiecka się już nie udała i muszę przyznać, że odbiór opowieści był o wiele lepszy.

Na tym piętrze każdy chętny może kupić piernikowe serce za 5 zł i przygotowanymi lukrami królewskimi ozdobić je. Kupiliśmy dwa serduszka i mieliśmy przy tym sporo dobrej zabawy 🙂

Ogólnie więc bardzo się nam podobało. Mimo drobnych niedociągnięć było ciekawie i każdy wyszedł zadowolony. Jeśli planujecie odwiedzić Toruń powinniście odwiedzić to miejsce, bardzo z toruńską tradycją związane.

Poza Żywym Muzeum Piernika mieliśmy czas na krótką przechadzkę. Zobaczyliśmy pomnik Filusia, sprawdziliśmy też naszą prawość odwiedzając Krzywą Wieżę w Toruniu. Wdrapaliśmy się też Wieżę Ratuszową, skąd rozciąga się piękny widok na miasto.

Kilka rad praktycznych

Adres: ul. Rabiańska 9, Toruń
Witryna: https://muzeumpiernika.pl/pl
Facebook: https://www.facebook.com/MuzeumPiernika

Muzeum otwarte jest siedem dni w tygodniu od godziny 10 do 18. Pokazy rozpoczynają się o pełnych godzinach i trwają około 75 minut. Kasa biletowa otwierana jest 15 minut przed każdym pokazem. Bilety można też kupić online i myślę, że to lepsza opcja, bo w sezonie na większość godzin bilety są wykupione.

Dorośli za bilet zapłacą 34 zł, dzieciaki 29 zł, do 3 roku życia wejście jest bezpłatne.

Dodatkowo można przygotować pieniądze na gotowe pierniki w sklepiku oraz na warsztaty lukrowania (w 2017 roku było to 5 zł/piernik).



Napisane przez: Anuszka

W pobliżu

Ostatnio

Baw się i bujaj się!

14 listopada 2023

Na naukowy spacer

18 października 2023

Kategorie